Dzisiaj najdroższy dzień - wycieczka promem na Ceutę, hiszpańską eksklawę w Maroku. W porcie w Algeciras roi się od firm sprzedających bilety ale i tak ceny są takie same. Najpierw kupiłem bilet (59€ tam i z powrotem) na prom firmy Balearia ale spóźniłem się na odprawę (trzeba być wcześniej, kontrola jak na lotnisku) i musiałem go wymienić za dopłatą 6€ na następny rejs innego przewoźnika FRS, za to szybszego o 30 minut. Prom duży, prawie całkowicie zamknięty (tylko w prawym rogu z tyłu otwarta mała przestrzeń dla palaczy) Cieśninę Gibraltarską pokonał w godzinę. Ceuta, położona na cyplu w pobliżu marokańskich gór, okazała się ładnym, nastawionym na turystów miejscem. Po opuszczeniu portu znalazłem szybko informację turystyczną (w przewodnikach jakoś skąpo jest opisywana) po czym poszedłem zwiedzić główną atrakcję, zachowane duże mury obronne z fosą (wstęp wolny). Po ich drugiej stronie są żwirowe plaże z widokiem na Maroko. Potem zwiedziłem centrum miasta, odszukałem pocztę, skąd wysłałem kartki i poszedłem się ochłodzić (było 27 stopni) do tzw. Parku Śródziemnomorskiego gdzie wśród pięknej przyrody jest umieszczony ciekawy publiczny basen. Bilet na cały dzień kosztuje tylko 3,70€, w czasie mojej wizyty (ok.15:00) było jednak niewielu ludzi. Na resztę czasu zaplanowałem małą zaprawę przed jutrzejszym wypadem w góry. W tym celu obszedłem w koło całą górę Monte Hacho znajdującą się na końcu cypla, na której jest twierdza. Ta piękna trasa urwistym brzegiem wzdłuż morza jest popularnym celem zarówno rowerzystów jak i uprawiających bieganie, a w dole można nawet dostrzec płynących kajakarzy. Można tu też zobaczyć mały zamek i latarnię. Po drugiej stronie cypla jest natomiast osiedle Marokańczyków. Po dziesięciu kilometrach byłem z powrotem w centrum, jeszcze rzuciłem okiem na pomnik Herkulesa ze Słupami (Ceuta miała być jednym z nich, drugim Gibraltar) i poszedłem do portu aby się nie spóźnić na ostatni rejs do Algeciras.